Foto/pixabay.com

Przed mundialem o swój kawałek wartego kilka miliardów złotych rynku bukmacherskiego walczą nie tylko firmy legalnie działające w Polsce. Ministerstwo Finansów wciąż nie poradziło sobie ze stworzeniem szczelnego systemu.

Piłkarskie Mistrzostwa Świata to tradycyjnie żniwa dla bukmacherów. Grono ich klientów powiększa się o „graczy okazjonalnych”. Wszystkich tych, którzy akurat w trakcie imprezy przypominają sobie, jak bardzo znają się na piłce i gotowi są stawiać pieniądze na typowanie wyników spotkań. Przedstawiciele branży mówią nawet o kilkukrotnym wzroście liczby graczy, którzy nie obstawiają spotkań regularnie.

Ten pociąg do hazardu to nie tylko doskonała informacja dla branży. To także świetna wiadomość dla Ministerstwa Finansów, które potrzebuje kolejnych rekordowych wpływów podatkowych. Resort jednak nie zarobi tyle, ile mógłby.

Choć od rewolucji na rynku internetowej bukmacherki minął ponad ponad rok, a wpływy podatkowe faktycznie rosną, to w systemie nadal są dziury. Szara strefa wciąż odpowiada za ponad połowę rynku. Funkcjonujący od 1 lipca 2017 r. „Rejestr domen służących do oferowania gier hazardowych niezgodnie z ustawą” zawiera obecnie 1882 adresów witryn internetowych. Dzięki niemu udało się przekonać mniejsze podmioty do opuszczenia Polski, ale sposób blokowania nie jest straszny największym międzynarodowym graczom, którzy wciąż ścigają się z urzędnikami i oferują swoje usługi Polakom.

Dziurawy jak Rejestr

Pierwszym z problemów Rejestru jest jego aktualizowanie – dokonywane jest raz na kilka tygodni, ale legalnie działający przedsiębiorcy skarżą się, że po zgłoszeniu adresu nielegalnego bukmachera, na pojawienie się go w bazie trzeba czekać od kilku do kilkunastu dni. Ministerstwo wyjaśnia, że wpisy w Rejestrze mogą pojawić się dopiero po zweryfikowaniu zgłoszenia oraz poparcia go „prawidłowo i wyczerpująco zgromadzonym materiałem oraz dowodami, uprzednio zabezpieczonymi”. Procedura zapewnia równocześnie prawo do wniesienia sprzeciwu i z tego powodu nie może działać natychmiast.

Drugi, o wiele poważniejszy problem, to wybrany przez resort sposób blokowania. Odpowiedzialność przerzucono bowiem na dostawców internetu, którzy w ciągu 48 godz. od aktualizacji listy mają obowiązek zablokować adres witryny. Nieskuteczność tego rozwiązania doskonale widać na przykładzie bet-at-home, którego mutacje adresu zajmują trzy strony Rejestru. Zmiana choć jednej litery lub dodanie cyfry wystarczy, by „oszukać” resortowe narzędzie. Użytkownicy, którzy nie chcą śledzić zmian, mogą poradzić sobie z problemem, instalując VPN.

Blokowanie adresu na poziomie DNS nie może być skuteczne. Zresztą wiele nielegalnych podmiotów instruuje wprost, jak je ominąć. Stąd apelujemy o blokowanie witryn „u źródła”. Trudno wyobrazić sobie bardziej efektywny dostępny sposób. – mówi w rozmowie Łukasz Borkowski ze Stowarzyszenia Graj Legalnie i dodaje, że o wiele skuteczniejsze jest wprowadzone w ustawie rozwiązanie dotyczące blokowania płatności. Skuteczniejsze nie oznacza, że w pełni skuteczne. Fora internetowe pełne są sposobów na obejście tej blokady. Do tego nikt w Ministerstwie nie pokusił się wciąż o zablokowanie „niestandardowych form płatności”, np. bitcoinów.

Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na pytania poinformowało, że dotychczas „nie były zgłaszane problemy” z koniecznością blokowania transakcji. Odpowiedzialna za monitorowanie zjawiska jest Krajowa Administracja Skarbowa.

Autor: Marcin Lis, Money.pl